piątek, 6 września 2013

001. Czerwona róża.

(Jeśli jeszcze nie czytałeś, przeczytaj prolog)

Harry nie zmrużył oka przez całą noc. Wiedział co go czeka, czuł, że to, co nazajutrz będzie mieć miejsce zaważy na całym jego życiu. Choć przygotowywał się do tego pod czujnym okiem niedawno tragicznie zmarłego dyrektora Hogwartu od dobrych kilku miesięcy, nie był ani trochę spokojny. Od tych wszystkich złych myśli, które tamtego wieczoru go wypełniły rozbolała go głowa. Przez chwilę przypuszczał, że to blizna, lecz po paru sekundach kamień spadł mu z serca; to tylko zwykła migrena, spowodowana stresem.         Bezpieczny jest tylko przez te ostatnie parę godzin, kiedy przebywa tu, w Norze. Za moment, będzie musiał wstać nikogo nie budząc, zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyć w misję. Misję, z której może już nie powrócić.
Z niepokojem obserwował wschodzące słońce. W końcu stwierdził, że już czas.
Dostał osobny pokój na własną prośbę, pod pretekstem lunatykowania, chociaż w rzeczywistości chciał sobie ułatwić zadanie opuszczenia domu Weasleyów bez zauważenia.
Zamrugał kilka razy. Najwyższa pora. Usiadł na swoim posłaniu, wziął głęboki wdech i założył kapcie.   Zagryzając wargi, ubrał się w letnią koszulkę oraz mugolskie jeansy, nabyte w jednym, z niewielu sklepów na Pokątnej, gdzie można było zdobyć coś niemagicznego. Odsłonił zasłony spoglądając na dół. Z tego miejsca roznosił się widok, który zawsze go uspokajał. Widok na zagracone, pełne gnomów, posiadające własny urok, podwórko. Obrócił głowę, przy pomocy czarów pościelił łóżko. Bez zastanowienia chwycił niewielki, podróżny plecaczek, wypełniony raptem do połowy ubraniami, paroma książkami oraz eliksirami zdobytymi w prezencie od profesora Slughorna na Gwiazdkę. Tak, nowy nauczyciel Eliksirów nie tylko lepiej wbijał uczniom wiedzę do głów, ale również otaczał ich troską. Zwłaszcza tych bardziej sławnych. A Chłopiec-Który-Przeżył z pewnością na miano gwiazdora zasługiwał. To o nim non-stop dyskutowano podczas obiadów, to o nim ciągle mówiono w czarodziejskich mediach, to jego imię pojawiało się na wargach wielu.
Ten, który oszukał śmierć, Chłopak, który ośmielił się stawić czoła Temu-Którego-Imienia-Niewolno-Wymawiać. Takie przydomki nadał mu ostatnio Prorok Codzienny w kolejnym głośnym, artykule, choć przecież niedawno jeszcze niedawno nabijali się z niego.
"Głupotter znów w akcji", "Potter-Trotter", "historyjka godna wyczynu Pottera". To tylko nieliczne przykłady tych najpopularniejszych docinek, które siały zwątpienie wśród, karmionej bzdurami tego szmatławca, części społeczeństwa czarodziejskiego.
Zabawne, jak ludzie potrafią manipulować innymi, wmawiając im, że ostatnia nadzieja jest tylko bezradnym, pragnącym rozgłosu uczniakiem.
Zbiegał na dół, próbując odpędzić złe emocje i maksymalnie skupić się na zadaniu. Nie było to łatwo, gdy ciągle miało się przed oczami tyle tragedii. Od błysku zielonego światła w dniu, w którym zginęli jego rodzice, po moment śmierci Syriusza...
Po drodze zahaczył o pokój Ginny. Dość duże pomieszczenie, w którym prócz posłania, stała stara szafa z urwanymi drzwiczkami, biurko zamalowane niezmywalnymi farbami oraz szary dywanik w kształcie serca, położony na środku posadzki. Po za tym tylko jedno okno, wychodzące prosto na małą rzeczkę przepływającą przed chałupą. Niegdyś łączyło go z Rudą wiele... i łączy nadal, choć ona pewnie już nic do niego nie czuje. Kolejna osoba, której Wybraniec zmarnował życie. Bo przecież gdyby nie on, na jego drugim roku Voldemort nie przejąłby nad nią kontroli. Do niczego wtedy by nie doszło! Dumbledore odkrył by prawdę, wszystko załatwiłby po kryjomu, bez niepotrzebnego hałasu w okół całej sprawy...
Otrząsnął się. Nie może tak myśleć. Nie może. Nie teraz. Po raz ostatni rzucił przelotne spojrzenie na opuchniętą, bladą twarzyczkę rudowłosej. Wyjął z kieszeni spodni różdżkę. Po chwili wahania machnął nią dwa razy. Na drewnianym, zakurzonym stoliku nocnym, pojawił się znikąd kwiat. Piękna, duża, czerwona róża. Symbol zakochanych.
Mając świadomość, że może nigdy nie zobaczyć już dziewczyny, chciał, by wiedziała, że jego uczucie nie zgasło i nie zgaśnie. Nigdy.
___
Wyszedł z pomieszczenia. Kolejny rozdział trzeba zakończyć.
Nie odwracaj wzroku, idź przed siebie, powtarzał sobie w duchu, tym samym dodając otuchy. Zacisnął palce na kieszeni, w której trzymał Felix Felicis, by był zawsze pod ręką przebiegając przez kuchnię i wychodząc na dwór najszybciej, jak tylko mógł.. Poczuł chłodny powiew porannego wiatru. Czerwone, pozbawione soków liście łamały się pod jego nogami, lecz on nic sobie z tego nie robił. Przez chwilę żałował, że nie poszedł się pożegnać z przyjaciółmi, ale... czy to miałoby sens? Prawdopodobnie zauważyli by jego obecność w swoich sypialniach i nie pozwolili mu odejść, albo, co gorsza, zmusili go do pozwolenia im brania udziału w tej wędrówce. A to była jego walka. Nie może już więcej narażać innych na większe niebezpieczeństwo. Nie, musi być odpowiedzialny, musi wyjść spod swojej Peleryny-Niewidki. Po prostu musi. Uszedł parę kroków. Nagle zastopował, nasłuchując. Czyżby ktoś usłyszał trzask drzwi? Czyżby potknął się o coś, co zbudziło domowników?
Zaklął cicho pod nosem. Ktoś na niego ciągle czekał. To było pewne.
-Wiedzieliśmy!- usłyszał znajomy głos. -Stary, naprawdę masz nas za głąbów?
Harry przymknął powieki. Tylko tego mu brakowało! Popatrzył w tył, robiąc wymowną minę.
-Co wy tu wyrabiacie?- spytał.
Hermiona westchnęła, chwytając kurczowo ramię Rona, który najwyraźniej zdziwił się niezmiernie, lecz nic nie powiedział, a na jego twarzy zakwitł delikatny uśmiech.
-Podsłuchaliśmy twoją rozmowę z Remusem ubiegłej nocy- wyjaśniła niepewnie. -No wiesz, że masz zamiar iść tam sam...
-Sam... bez nas...- zawtórował jej zgodnie rudzielec.
Dziewczyna potaknęła.
-Bez nas- powtórzyła.
Harry zacisnął mocno zęby, żeby nie wybuchnąć. Wiedział, że chcieli jak najlepiej.
-Posłuchajcie- odchrząknął, poprawiając okulary na nosie. -Macie tu zostać. To nie prośba. To rozkaz- oświadczył nieco groźniej niż zamierzał, wobec tego spuścił wzrok. -Muszę... ja... ech... Voldemort nie zawaha się was zabić, jeśli to pomoże mu w zdobyciu mnie. Bo to na mnie mu zależy. A wy będziecie tylko kolejnymi cywilami, którzy zginęli w mojej obronie...
Hermiona wywróciła oczami, unosząc brwi. Zapanowało milczenie, nikt nie wiedział co teraz powiedzieć. Wzrok Wybrańca powędrował prosto na bagaże swoich przyjaciół. Przy Ronie stała jedynie mała walizeczka, a całym dobytkiem brązowowłosej był ledwo widoczny woreczek zawieszony na szyi.
-Wiem co myślisz. Nie chcesz byśmy przez ciebie zginęli, bla, bla, bla. To bardzo bohaterskie, tak. A teraz słuchaj, zdajemy sobie sprawę z tego, w co się pakujemy. Naprawdę. Ani razu nie przyszło nam na myśl zostawić cię na pastwę losu, rozumiesz? Albo wyruszamy razem, albo nigdzie się stąd nie ruszasz. Wybieraj- Ron spojrzał oczekująco na przyjaciela.
_
Nie jestem zadowolona. Sądziłam, że będzie lepiej, ale to chyba szczyt moich umiejętności pisarskich. Przynajmniej na ten moment. Z góry uprzedzam, że tak, będę powtarzać imiona bohaterów jak J. K. Rowling. Niestety. Taki nawyk, choć postaram się go minimalizować.
Piszcie co sądzicie o tych moich bazgrołach. Będę wdzięczna za każdy komentarz inny niż:
"Fajny blog, zapraszam do mnie","Super", "Bardzo mi się podoba". Ludzie, jak już komentujecie, to chociaż czytajcie, a jeśli jest to tak złe, że tego nie idzie przeczytać, to napiszcie ;)

~Autorka.

1 komentarz:

  1. Hej.
    Ten rozdział jest bardzo podobny do książki.
    Myślę że jakbyś dodała coś jeszcze to było by jeszcze fajniej,chociaż i tak jest super.

    http://panisnape.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Zamów Proroka Codziennego